Bieganie,  Góry,  Slow Jogging

Ultra kontra slow jogging

Jakim cudem ultramaratonka została instruktorem slow joggingu? I co slow jogging ma wspólnego z biegami górskimi? Z pozoru niewiele, ale jak się zagłębić w temat, znajdziemy w tym jakiś sens.

Gdy pierwszy raz usłyszałam określenie slow jogging, trochę podśmiewałam się z nazwy. Cóż to za masło maślane? Biegałam już ponad 10 lat, miałam za sobą kilka maratonów i uważałam się za biegaczkę, która nie uprawia joggingu, bo każda moja przebieżka jest jednostką treningową.

Wprawdzie głównie tłukłam tzw puste kilometry, biegnąc przed siebie, co sprawiało mi największą przyjemność, a do interwałów zmuszałam się raz w tygodniu, ale takie bieganie pozwalało mi biegać maraton poniżej 4 godzin, półmaraton poniżej 2 godzin i dyszkę poniżej 50 minut, co może nie jest wybitnym osiągnięciem, ale jak na mój wiek (kategoria wiekował 40+) dawało mi to często pozycję na pudle.

Ale wystarczyło, że przeczytałam książeczkę Slow Jogging, tę cieniutką wydaną w Polsce kilka lat temu i zmieniłam zdanie.  Zrozumiałam, że ja głównie uprawiam slow jogging. Bo nie ciepię się męczyć, rzadko wykraczam poza swoją strefę komfortu biegowego, więc biegam poniżej progu mleczanowego. Bo zwykle jestem uśmiechnięta, bo przy takim bieganiu uwalniają się endorfiny. I, co dla mnie było najistotniejsze, biegam lądując na śródstopiu.

Biegałam tak chyba od zawsze i nie pamiętam, by ktoś mnie tego uczył. Być może dlatego, że lubiłam chodzić po domu boso i na palcach. Być może dlatego, że zaczęłam biegać boso po plaży. Jest taki wąski pasek piachu, gdzie fala ucieka i podłoże robi się twarde jak ścieżka w lesie – tam właśnie biegałam w trakcie moich windsurfingowych wypadów na Hel.

Byłam też gorącym zwolennikiem i propagatorem takiego biegania. Głównie po przeczytaniu książek Urodzeni biegacze Chistophera McDougalla oraz Dogonić Kenijczyków Adharananda Finna. Pamiętałam też, czego uczyłam się na studiach na temat budowy stopy i uwierzyłam obu panom, jak również blogerowi 100hrmax, którego regularnie śledziłam w owym czasie, że nie potrzebujemy amortyzowanych butów z wielkim dropem (spadek buta między piętą a palcami).

Hiroaki Tanaka z Uniwersytetu Fukuoka wymyślając slow jogging opierał się na tych samych przesłankach, co Chris McDougall i to mnie zupełnie przekonało. Trudno nie wierzyć profesorowi fizjologii sportu. I to z Japonii.

To wszystko sprawiło, że uwierzyłam w Slow Jogging. Uznałam, że to najlepszy sposób, by przekonać innych do biegania, do truchtania, czy po prostu do aktywności na świeżym powietrzu. Wiele moich koleżanek, które usiłowałam przekonać do biegania twierdziło, że to nie dla nich, że się nie nadają, że nie są stworzone do biegania. Co nie jest prawdą, bo jeśli wierzyć Chrisowi McDougallowi i profesorowi Tanace, wszyscy jesteśmy stworzeni do biegania, więc jeśli zajechałam swoją przyjaciółkę wyciągając trening biegowy, to tylko dlatego, że jej Niko Niko jest zupełnie inne niż moje, bo po tylu latach regularnego biegania mam wyższą wydolność. Ale nie zupełnie to rozumiałam, wyciągając koleżanki na wspólne bieganie. A one już nie miały ochoty na drugi, bo były totalnie zajechane i zniechęcone tym pierwszym.

W wrześniu 2016 roku miałam okazję poznać profesora Tanakę. To był pierwszy kurs instruktorów slow joggingu Polsce. Miałam okazję pobiegać z profesorem i porozmawiać z nim poza zajęciami kursu. Nabrałam ogromnego szacunku dla tej formy biegania. Profesor był naprawdę w świetnej formie, dużo lepszej niż ja, choć miał już 70tkę na karku. Gdy biegaliśmy po wydmowych lasach Mierzei Wiślanej w tempie 6 min/km, profesor ciągle swobodnie rozmawiał, ja już łapałam zadyszkę, gdy próbowałam coś powiedzieć.

W kwietniu 2017 roku ponownie spotkałam profesora, gdy przyjechał na drugi kurs. Wystartowaliśmy razem w Maratonie Gdańskim. Profesor, na kilka miesięcy przed 70tymi urodzinami był 15 minut lepszy ode mnie. Przebiegł maraton w czasie 03:46:25.

I tak to się zaczęło. Wyposażona w wiedzę zaczęłam prowadzić otwarte zajęcia slow joggingu, dla wszystkich chętnych, którzy chcieli spróbować. Początkowo truchtaliśmy na Kępie Potockiej, by w końcu przenieść się do Łazienek Królewskich, najbardziej znanego parku w Warszawie i chyba w Polsce. Łazienki Królewskie okazały się bardzo gościnne, dając nam miejsce na swojej stronie internetowej, jak również biorąc pod swoje skrzydła moje wydarzenie na Facebooku, dzięki czemu informacja trafiła do bardzo wielu niebiegaczy. Co mnie bardzo cieszy, bo dzielenie się swoją pasją i zarażanie bieganiem innych daje ogromną frajdę.

Zatem, odpowiadając na pytanie, slow jogging ma wiele wspólnego z moim ultra bieganiem. Jest po prostu z jedną z jednostek treningowych, dzięki której buduję wytrzymałość. Właściwie jest to moja dominująca jednostka treningowa. Jak u profesora, który większość czasu biegał w tempie Niko Niko, a raz w tygodniu robił interwały, gdzie krótkie odcinki biegał w docelowym tempie maratońskim. Więcej o trenowaniu profesora możecie przeczytać w wywiadzie, jaki udzielił mi dla PolskaBiega – 70latek z Japonii biega maraton poniżej 4h.

Podobnie trenuje najlepszy japoński maratończyk Yuki Kwauchi (zwycięzca Bostonu z 2018 roku z czasem 2:15:58). Spokojny bieg poniżej progu mleczanowego (czyli slow jogging, choć nie tak slow jak ten z Łazienek Królewskich) jest jego sposobem na przemieszczaniem się po mieście – z domu do pracy i z pracy do domu. Raz w tygodniu robi interwały, a w niedzielę zwykle startuje w różnych zawodach, co często traktuje jako długie wybieganie.

Ja, swoje zajęcia slow joggingu łączę z dłuższym treningiem – dobiegam do Łazienek, abo wracam biegiem do domu – zawsze w tempie Niko Niko, choć nieco szybszym niż Niko Niko moich Slow Joggerów z Łazienek. Oczywiście, żeby przygotować się do startu w górskim ultramaratonie muszę tych kilometrów trochę natłuc, biegając przynajmniej 5 razy w tygodniu i muszę tam wpasować również trening interwałowy i podbiegi.

Ale te wszystkie podbiegi i interwały pojawiły się wiele lat po moich slow bieganiu w tempie uśmiechu, kiedy już uzależniłam się od endorfin, które uwalniają się przy spokojnym bieganiu. Interwały i podbiegi robię tylko po to, by ukończyć te wszystkie moje Rzeźniki i Chude Wawrzyńce z uśmiechem na twarzy, mając przyjemność z biegania na prawie całej trasie.


Profesor zmarł 23 kwietnia 2018 roku. Dla całego środowiska skupionego wokół Stowarzyszenia Slow Jogging Polska było to wielkie zaskoczenie i ogromny smutek. Przyczyną śmierci był rak trzustki.


Zdjęcie tytułowe: Chudy Wawrzyniec 2016

 

Biegaczka, maratonka, ultramaratonka oraz instruktor slow joggingu. Z wykształcenia nauczyciel wuefu, ale zawodowo zajmuję się marketingiem, a w wolnym czasie prowadzę zajęcia slow joggingu, biegam i od czasu do czasu startuję w biegach górskich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *